Skomplikowane słowo, ale problem prosty. Co nie znaczy, że łatwy do rozwiązania. Bullet Journal może być sprzymierzeńcem w walce z prokrastynacją: wiecznym odkładaniem obowiązków na później.
„Procrastinatio” to po łacinie zwłoka. Ociąganie się z realizacją zadań nie jest mi obce. I mam wrażenie, że wielu moim Czytelnikom też. Jak z tym walczyć?
Wbrew pozorom, większość osób borykających się z prokrastynacją to wcale nie leniuchy. Owszem, lenistwo to jedna z przyczyn zwlekania z realizacją obowiązków. Ale wcale nie jedyna. Równie dobrze może nią być:
bunt przeciwko zadaniom,
lęk przed porażką czy
zbyt wysoko stawianą sobie poprzeczką.
Typ prokrastynacji o którym dziś napiszę jest spowodowany jeszcze czymś innym: mnogością obowiązków i nieumiejętnością zapanowania nad nimi. Czasem wygodniej schować głowę w piasek niż wziąć na klatę milion rzeczy do zrobienia „na wczoraj”.
Nie napiszę: „załóż Bullet Journal a problemy znikną”. To nie takie proste. Ale owszem, BuJo to jeden z elementów pomocnych w walce z prokrastynacją.
Zdefiniuj swój problem
Kiedy obowiązki Cię przytłaczają tak, że masz ochotę trzasnąć drzwiami i uciec na koniec świata, masz tylko jedno wyjście. Nie pozwolić im nad sobą zapanować. To Ty masz je kontrolować.
Pierwsze, co można zrobić aby sobie pomóc, to usiąść i zastanowić się, dlaczego masz opory przed zabraniem się do pracy. Skąd się bierze Twoja prokrastynacja? Mój problem polegał na tym, że miałam do ogarnięcia mnóstwo niezwiązanych ze sobą wzajemnie rzeczy: obowiązki domowe, sprawy związane z pracą i blogowaniem, a także moje liczne hobby. Miotałam się od jednej sprawy do innej, wciąż nękana wyrzutami sumienia, zagoniona i zdołowana, że sobie nie radzę z własnym życiem.
Po pierwsze: posegreguj
Jeszcze zanim odkryłam bulletjournaling, wpadłam na pomysł, aby obowiązki dzielić na grupy i zajmować się nimi nie naraz, ale po kolei. A przy tym łączyć podobne zadania, bo robienie ich hurtem oszczędza czas. W planerze, którym się wtedy posługiwałam, zaznaczałam poszczególne typy zadań kolorowymi zakreślaczami. Starałam się przeplatać grupy zadań (na przykład pracę przy komputerze z zajęciami fizycznymi), dzięki czemu mniej się nimi nużyłam.
Do kolejnej rzeczy przechodź dopiero po skończeniu poprzedniej i – to ważne! – rób między nimi przerwy. Czasem krótkie, na szybką kawę, czasem dłuższe, na spacer czy relaks z książką.
Po drugie: zjedz żabę na śniadanie
Metodę Briana Tracy’ego odkryłam po założeniu pierwszego Bullet Journala. Opisał ją w książce „Zjedz tę żabę. 21 metod podnoszenia wydajności w pracy i zwalczania skłonności do zwlekania”. To prosty poradnik, w typowo amerykańskim stylu, jednak sam pomysł jest genialny i stosuję go cały czas. Codziennie wybieram jedno najważniejsze zadanie i robię je na samym początku. Tracy nazwał takie zadanie „żabą”, bo często nie jest ono najprzyjemniejsze. Jednak „połknięcie żaby” (brrr 😉 ) z samego rana sprawia, że nawet po przebimbaniu reszty czasu ogólny bilans dnia jest dodatni.
Po trzecie: walcz z rozpraszaczami
Pod pojęciem „rozpraszaczy” rozumiem nie tylko przesiadywanie godzinami na Facebooku, uzależnienie od Instagrama czy błądzenie po Internecie. Także zawracanie sobie głowy niewartymi Twojej uwagi zadaniami. To mogą być rzeczy, które zwalają Ci na głowę współpracownicy czy członkowie rodziny. Rzeczy, które robisz za nich i na ich konto. Z Twojego punktu widzenia nieproduktywne i niepotrzebne.
Po czwarte: licz czas
Polacy to pilne mróweczki – jeśli chodzi o tygodniową liczbę godzin poświęcanych pracy, jesteśmy w światowej czołówce. Niestety, nie idzie to w parze z produktywnością. Pamiętaj, że liczą się efekty, a nie czas spędzony nad zadaniami. Tym bardziej, że „cukru w cukrze”, czyli autentycznej pracy jest tym mniej, im dłużej nad nią siedzisz.
Dokładne pilnowanie czasu to super sprawa. Ja korzystam z techniki Pomodoro. Kiedy mam na przykład napisać artykuł na bloga, ustawiam timer i po 25 minutach pracy – tylko i wyłącznie nad artykułem – robię sobie krótszą (5 minut) lub dłuższą (10 minut) przerwę. Mierzenie czasu pracy przydaje się nie tylko do zwiększania produktywności, ale także do wyceniania zleceń. Wiedząc, ile potrwa wykonanie zadania, łatwo wyliczyć cenę za jego wykonanie.
Po piąte: skorzystaj z pomocy Bullet Journala
W Bullet Journalu planuje się od ogółu do szczegółu. Zadanie, które przeraża swoim bezmiarem, rozpisane na mniejsze etapy, a potem na codzienne drobne kroczki, nie jest już takie straszne. Cele takie jak „zdanie matury”, „napisanie doktoratu”, „rozpisanie biznesplanu” czy „wydanie książki” brzmią przerażająco. Ale już codzienne napisanie kilku stron czy nauczenie się jednego tematu to zupełnie zwyczajna rzecz. BuJo pomoże w rozliczaniu samego siebie z tych kroczków (w dniówkach lub tygodniowych albo miesięcznych tabelkach). Codzienne listy zadań, z których skreślasz wykonane, działają naprawdę motywująco.
Uwaga: rozpraszaczem może być także wielogodzinne dłubanie w Bullet Journalu, rozrysowywanie równiutkich tabelek i zbędnych trackerów. Pamiętaj, że BuJo to narzędzie, a nie cel sam w sobie. Skupiając się na formie, nie na treści – nie masz z niego pożytku. Wszystkie artykuły o Bullet Journalu zebrałam
Prokrastynacja jest mi dobrze znana, wciąż z nią walczę. Ale zapanowałam nad nią na tyle, by nieźle sobie radzić i z prowadzeniem domu, i z pracą. A jak to wygląda u Ciebie?
Naprawdę doskonale opisałaś wykorzystanie Bullet Journal do walki z prokrastynacją. Jako osoba ucząca się angielskiego, często zmagam się z odkładaniem nauki na później, ale Twoje wskazówki dotyczące organizacji i planowania na pewno mi pomogą. Dziękuję za inspirację!
Cieszę się, że pomogłam
Pozdrawiam
Zdecydowanie pkt 4, poprawił jakość mojej pracy! Kiedyś niespecjalnie przejmowałam się tym ile czasu spędzam na wykonywaniu danych zadań, ale wszystko się zmieniło gdy zaczęłam prowadzić własną firmę – nagle okazywało się, że na wszystko brakuje mi czasu, że często źle określałam budżet jakiegoś zlecenia, albo zarywałam nocki, żeby tylko coś skończyć. To była masakra. Później przeszłam długą drogę edukacji o produktywności, przerobiłam kilka systemów, próbowałam różnych technik ostatecznie sprawdziło się pomodoro + WorkTime. Gdy zaczęłam mierzyć czas danych zadań to byłam naprawdę w szoku – rozbieżność między tym co mi się wydawało a tym co było realne, była naprawdę ogromna.
Miałam dokładnie tak samo! Teraz korzystam z Pomodoro automatycznie i potrafię przez te 25 minut skupić się tylko na pracy. Nagle okazało się, że każdą pracę da się wykonać o wiele szybciej 🙂
Pozdrawiam!
U mnie to chory perfekcjonizm. Musi być idealnie, boję się, że nie będzie i … nie robię nic. Mam tak od dziecka i cholernie mi to utrudnia życie. Od roku dzięki pani
prowadzę bujo i rzeczywiście wypisanie zadań pomaga, bo jak je zrobię i skreślę to się uspokajam.
To bardzo się cieszę, że dzięki mnie okryłaś BuJo. Faktycznie perfekcjonizm może utrudniać życie.
Pozdrawiam!
Znam to, u mnie przyczyna to lenistwo niestety:-( Ale przeczytałam z jrzyjemnością, jak zwykle post w punkt
Dzięki Edi! Na lenia niestety nie znam lekarstwa 🙂
Pozdrawiam!