Strona główna » MOJE TRZY BULLET JOURNALE – PORÓWNANIE

MOJE TRZY BULLET JOURNALE – PORÓWNANIE

W maju przenoszę się do czwartego już z kolei Bullet Journala. Pomyślałam, że warto zrobić porównanie trzech poprzednich notesów. Jak zmieniał się mój sposób planowania? Jaki był komfort użytkowania notatników?

Wiosną ubiegłego roku, po kilku miesiącach testowania systemu Bullet Journal w kalendarzu, segregatorze, a potem zwykłym zeszycie, uznałam że czas sprawić sobie porządniejszy notes. Grubszy i ładniejszy.

Leuchtturm1917, czyli Lesio

Zbiegło się to w czasie z odkryciem bulletjournalowej społeczności: międzynarodowej facebookowej grupy Bullet Journal Junkies i blogów poświęconych bulletjournalingowi, prowadzonych przez Amerykanki. Większość osób tam piszących używała notatnika Leuchtturm1917. Postanowiłam i ja go kupić, tym bardziej że znałam i lubiłam sketchbooki tej marki. Wybrałam notes z piękną pomarańczową okładką, o gładkich kartkach (z dołączonym liniuszkiem). Leuchtturm jest wykonany z wielką pieczołowitością, ma wydrukowany indeks i numerowane strony. Bardzo to ułatwia prowadzenie w nim Bullet Journala – o ile ktoś chce stosować metodę tradycyjną.

Początkowy zachwyt szybko minął, kiedy okazało się, że kartki w notatniku silnie prześwitują. Niektórym to nie przeszkadza – mnie niestety bardzo drażni. Z kolei dużym plusem „Lesia” jest jakość papieru – mogłam po nim pisać atramentem i tuszem kaligraficznym, bez ryzyka przebicia na drugą stronę kartki. Ba, od czasu do czasu używałam nawet akwareli – papier falował, ale poza tym nie działo się z nim nic złego.

W Leuchtturmie dużo eksperymentowałam, testowałam różne układy tygodniówek, bawiłam się typografią w nagłówkach. Kolekcje wplatałam miedzy dniówki, tworząc je na bieżąco – w odnajdywaniu ich pomagał mi indeks. Do zaznaczania najczęściej używanych, stosowałam dodatkowo kolorowe naklejki indeksujące.

Notes wystarczył mi na pół roku i muszę przyznać, że żegnałam go z ulgą. I z nadzieją, że kolejny będzie mniej prześwitywał…

sierysuje.pl leuchtturm1917 nuuna porównanie

Oxford Business, czyli Ox

Kiedy odkryłam, że firma Oxford, słynąca z produkcji zeszytów świetnej jakości, ma w ofercie grubszy notatnik, zdecydowałam że właśnie on będzie moim nowym BuJo. Oxford Business Journal na pierwszy rzut oka sprawił bardzo dobre wrażenie: jest w delikatną kratkę (znacznie jaśniejszą niż w zwykłych oxfordzkich zeszytach), a kartki zachwycają śnieżną białością (leuchtturmowe mają kolor kości słoniowej). Również do jakości wykonania nie miałam zastrzeżeń: notes rozkłada się na płasko, ma tylną kieszonkę, gumkę, zakładkę. Także winylowa okładka koloru malinowego przypadła mi do gustu.

Jakież było moje rozczarowanie, kiedy po rozrysowaniu kalendarza miesięcznego, ozdobieniu go rysunkiem i pięknie wykaligrafowanym cytatem okazało się, że… papier paskudnie przebił. Ale jak to? Oxford? Dlaczego, przecież gramatura jest taka sama, jak w zeszytach Oxford (90  g/m²) i większa niż w Leuchtturmie (80 g/m²)! No cóż, wyrwałam zniszczoną kartkę, schowałam pióro i stalówkę, zacisnęłam zęby i postanowiłam dać szansę Oxfordowi. Tym bardziej, że zdobycie go pochłonęło sporo czasu i pieniędzy (o ironio, później się okazało, że leży w pobliskim papierniczym w znacznie niższej cenie…).

W Oxfordzie uspokoiłam się trochę z eksperymentami, bo miałam już wtedy wypracowany swój wzór planowania. Kolekcje przeniosłam do tylnej części, aby wciąż nie wertować BuJo. Prowadziłam w nim Bullet Journal przez cztery miesiące i z perspektywy czasu wspominam go jako najbardziej nijaki z całej trójki. Ot, taki wół (ox 😉 ) roboczy… Na jego plus zapisuję jaśniejsze i mniej prześwitujące kartki. Wystarczył mi na cztery miesiące.

sierysuje.pl leuchtturm1917 nuuna
Zgodnie z ruchem wskazówek zegara: Leuchtturm1917, Oxford Business Journal i Nuuna

Nuuna, czyli Niunia

W nowy rok wkroczyłam z nowym Bullet Journalem, a została nim Nuuna – szalenie efektowna i wówczas bardzo modna. Skusiła mnie nie tylko designerską okładką, ale przede wszystkim znacznie grubszym papierem (120 g/m²) oraz rozmiarem większym niż A5. Popełniłam błąd nie czekając na recenzje i opinie innych użytkowników, wkrótce bowiem okazało się, że nie wszystko złoto, co się świeci. Grubaśny i (to trzeba jej przyznać) nieprześwitujący papier „Niuni” okazał się bowiem najgorszy z całej trójki. Najgorszy oczywiście z mojego punktu widzenia – pióromaniaczki chcącej pisać atramentem, kaligrafki chcącej kaligrafować i rysowniczki chcącej czasem musnąć kartkę akwarelą. Kolejny minus, który zmniejszył mój komfort użytkowania notesu to okładka. Co z tego że ładna, kiedy miękka, bez tylnej kieszonki i pokryta farbą, która po kilku tygodniach zaczęła się szpetnie ścierać, mimo że notes rezyduje na biurku (nie jest noszony w torbie). Nuuna była moim pierwszym kropkowanym notesem. Podobało mi się, że kropki są rozmieszczone dość gęsto, co 3,5 mm (pasowały idealnie do wielkości moich liter). Jednak były za jasne i słabo je widziałam, co utrudniało pisanie.

Wraz z Nuuną moje planowanie przeszło małą rewolucję. Otóż postanowiłam przejść na system hybrydowy. Opisałam go w oddzielnym artykule. Wszystko, co długoterminowe (kolekcje, pomysły blogowe, pielęgnacja urody i dbanie o kondycję) przeniosłam do segregatora. W Bullet Journalu zostawiłam bieżące planowanie. A żeby Nuuna skończyła się jak najszybciej, ćwiczyłam w niej także piękne pisanie w moich wyzwaniach #doskonalimypismo (nierzadko sklejając kartki po dwie, kiedy nie mogłam się powstrzymać i użyłam atramentu).

Podsumowanie podsumowania 😉

Największy notes (rozmiarem i liczbą kartek) to Nuuna. Jest także najdroższa (kosztuje cztery razy tyle, ile zapłaciłam za Oxforda). Najsolidniej wykonany jest Leuchtturm1917. Oxford Business Journal ma najbielsze kartki i jest najlżejszy z całej trójki.

Z trzech opisanych notesów najgorzej mi się współpracowało z Nuuną. Leuchtturma i Oxforda oceniam z dzisiejszej perspektywy nie najgorzej. Jednak nie planuję w przewidywalnej przyszłości wracać do tych notatników (w roli Bullet Journala, bo w innej – bardzo chętnie).

Test notatników Leuchtturm1917, Oxford Business Journal i Nuuna znajdziesz w pierwszej edycji Wielkiego Testu Papierów.

sierysuje.pl najlepszy notes bujo

Casting na czwarty Bullet Journal

Z końcem kwietnia skończyła się Nuuna (zostało około 20 kartek). Co dalej? Tak się dobrze złożyło, że zaplanowałam kolejną edycję testu notesów i w moje ręce wpadło kilku ciekawych kandydatów do zaszczytnej roli Nowego BuJo. Nie zdradzę jeszcze, kto wygrał casting. 😉 Napiszę jednak, jakim kryteriom poddałam kandydatów:

zero kompromisów wobec papieru. Ma być możliwie jak najlepszy!

okładka tylko twarda, zamykana i z tylną kieszonką. No i oczywiście miła dla oka; 😉

liniatura dowolna. Mile widziana kratka albo linia. Jeśli kropki to gęsto rozstawione, nie za mocne, ale i nie za słabo widoczne. Jeśli kartki gładkie, to z możliwością używania liniuszka;

format co najmniej A5. Jest kilka sympatycznych mniejszych notesów, ale dla mnie wygodniejsze są większe. Nawet A4 mnie nie przeraża. 🙂 Mój Bullet Journal leży na biurku, więc kompaktowość nie jest kryterium.

Mam nadzieję, że moje (rzecz jasna, bardzo subiektywne) podsumowanie przyda się użytkownikom Bullet Journala. Tożsamość Nowego BuJo zdradzę po opublikowaniu wyników drugiej edycji Wielkiego Testu Papierów. Czy notes się sprawdzi, pokaże codzienne użytkowanie, jednak wiążę z nim duże nadzieje…

Udostępnij:

17 komentarzy

  1. Qulleczka pisze:

    Czekam z niecierpliwością na notes-zwycięzcę. Z tym większą, że LT mi się kończy i… zastanawiam się czy kupować następny czy zmieniać markę, bo jest coś lepszego. 😉 Z tymże mój wychodzący zdecydowanie 🙂

  2. Solazyonion pisze:

    Z samym bujo mam niewielkie doświadczenie- 2 zeszyt, gdzie pierwszy byl zwykłym szkolnym żeby nie przeinwestowac na start. Teraz piszę w Devangari i muszę przyznać że jestem bardzo zadowolona i pozytywnie zaskoczona. Co prawda jest prawie niewychodzący ;), ale okładka póki co trzyma się bez zarzutu (3miesiac), papier jest świetny-z mojego asortymentu nic nie przebija (nie piszę aktualnie piórem), po farbach w rozsądnej ilości i raczej pastelowym efekcie nic się nie dzieje strasznego. gumka się nie zbiesila. Na plus jeszcze fakt, że to jest polskie dzieło, okładki są po prostu ładne i całość rozkłada się na plasko. Ja nie używam, ale są i podwójna tasiemka i kieszonka z tyłu. Na mały minus zaskoczyła mnie nieco mniejsza szerokość strony niż w zeszytach. I jednak czułabym się pewniej z twardą okładką;) chociaż to trochę doszukiwanie się problemów, bo mam wrażenie że brzmię jak reklama.

    • Agata
      Agata pisze:

      Ja też bardzo kibicuję polskim próbom stworzenia idealnego notatnika. Również wolę twarde okładki, ale dla wielu osób lekka waga jest priorytetem. Agnieszka z Devangari na pewno nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, robi ankiety, wciąż ulepsza notatnik.
      A zaczynanie od zwykłego zeszytu to powinien być obowiązek przy bulletjournalingu 😉 skupiamy się wtedy na samym systemie bez wewnętrznej presji, że ma być „ładnie”.

      • Malowana Lala lalalalala pisze:

        Smiesza mnie troche te Bullet Journale z kilku powodow:
        1. wiadomo, ze kazdy ma inne zycie i inne zadania, ale dokumentowanie i planowanie absolutnie kazdej rzeczy w zyciu i wykonywanie zadan oraz (najlepsze) stawianie sobie miliona celow? Po co? Tez mam cele typu : podszkolic jezyk, nauczyc sie grac nowej piosenki na gitarze, ale czy musze zaraz tworzyc liste? Wspolczuje ludziom, ktorzy maja tyle celow w miesiacu, ze musza na kazdy miesiac miec liste, bo inaczej o nich zapomna.
        2. Zgapianie. Niby taki bullet to ma byc kazdego osobisty dziennik i listy, ale jest milion blogow, gdzie podane sa inspiracje i co mozna dopisac do listy i jak taki bullet Journal stworzyc. No przeciez jak cos mi jest potrzebne, to sama se to wymyslam i robie jakas liste albo rubryke, a nie zgapiam za innymi i mowie aaaa, dodam jeszcze to i to i tamto! Tworzenie sobie dodatkowej roboty
        3. Anglicyzmy. Przegladalam kilka blogow o bullet journal i w wiekszosci bylo takie cos: wishlista, taski, monday, tuaday. Serio nie mozna napisac lista zadan? Lista zyczen? Ja rozumiem, ze ktos sie uczy jezyka np, ale to pisze wtedy wszystko po angielsku. A nie wishlista. Co to w ogole jest za slowo?
        4. I na koniec najlepsze. Rysuneczki. Ozdobniki. Cytaty kaligrafowane polgodziny czcionka zgapiona z internetu. Ja rozumiem, ze jak cos jest ladne i schludne to sie lepiej z tego korzysta i ma sie motywacje zeby tam zagladac i prowadzic dziennik.Ja rozumiem, ze ktos lubi rysowac , kolorowac. Ale moim zdaniem jak ktos lubi rysowac to lepiej poswiecic energie na stworzenie obrazka i powieszenie go na scianie. Albo narysowanie kartki urodzinowej dla kogos. Ogolnie rozumiem idee kolorow i schludnego pisania w tym dzienniku, ale nie kumam siedzenia godzinami nad kaligrafowaniem snobistycznego cytatu.
        Ogolnie uwazam, ze to dla snobow 🙂

        • Agata
          Agata pisze:

          Hej Malowana Lalu, nie wiem, w jakim jestes wieku i ile masz obowiązków, ale zapewniam Cię, że kiedy jest ich naprawdę dużo, to trzeba je zapisywać i pilnować, czy wszystkie się xrealizowało. Czy to będzie Bullet Journal, czy kalendarz papierowy, czy jakaś aplikacja, to już kwestia preferencji. Wydaje mi sie, że za bardzo się skupiasz na zewnętrznej formie, która jest dowolna – jedni ozdabiają Bujo, bo ich to na przykład relaksuje albo zwyczajnie sprawia im to frajdę, a inni w ogóle tego nie robią. Dla mnie ważne jest, że to narzędzie planowania, które działa i sprawdza mi się od kilku lat.

          Pozdrawiam

        • Jo. pisze:

          A może niech każdy robi to, na co ma ochotę? Mnie tam nie przeszkadza, że ktoś sobie codziennie ozdabia notatki obrazkami, albo zapisuje menu na każdy tydzień. Jak czegoś nie rozumiem, to po prostu tego nie robię i tyle.

  3. Cynka pisze:

    Okładka Nuuny wygląda nie ciekawie. Szkoda, bo zastanawiałam się nad kupnem, choć cena jest przesadzona moim zdaniem. Ale design okładek mnie zachwycił.

  4. Basia (Diav) pisze:

    Ja używam LT1917, ale w wersji Master (A4+) i jestem zachwycona. Papier ma co prawda gramaturę 100 i czasem delikatnie prześwituje, ale faktycznie nie przebija. Jeden taki zeszyt wystarcza mi na około 4 miesiące 🙂

    • Agata
      Agata pisze:

      Niestety jego chyba nie przetestuję w tej edycji, bo nie mam, a już kończę tekst. Ale mam na niego oko – ja bardzo lubię większe, więc A4 spokojnie mogę mieć 🙂

  5. Fox_planner pisze:

    A ja bardzo zadowolona jestem z notatnika eksperymentalnego, pióro ładnie po nim sumie, nic nie przebija, jedynie markery alkoholowe, a pod wpływem akwareli lekko ale wręcz niezauważalnie się parszczyl( akwarele szkolne) 🙂 do tego dorobilam koperte, co nie jest trudne 5 min roboty i kartka papieru oraz gumke, która znalazlam, przymocowalam obficie na kleju na gorąco i jest super!

    • Agata
      Agata pisze:

      Dla mnie miękka okładka jest jednak nie do przeskoczenia, a papier faktycznie gruby i nie przebijał, ale dla pióra za śliski, za długo mi atrament sechł (miałam ten pierwszy model). No i estetyka…

  6. Monika pisze:

    Świetny artykuł 🙂
    Z niecierpliwością czekam na zwycięzcę castingu.
    Mnie kusi Leuchtturm​ WHITELINES z szarymi kartkami w białe kropki.

    • Agata
      Agata pisze:

      Dziękuję! Mnie też tego typu notesy zainteresowały, widziałam bodajże Leitza w kratkę, tylko nie wiem, jak z papierem. Ale pomysł ciekawy…

  7. Mam ten sam Devangari!
    Ciekawi mnie, jak sprawdzi się ten słynny kropkowany z Empiku / taniej książki 🙂
    Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie przebijanie w Oxfordzie. Nie śledziłam specjalnie tego wątku na Bullet Journal Polska, więc nie wiedziałam, że są z nim złe doświadczenia. Myślałam, że jest spoko, tyle że w kratkę, więc nie dla mnie 🙂

    • Agata
      Agata pisze:

      Agnieszka, niestety papier jest inny niż w zwykłych zeszytach Oxford (tam nic nie przebija i prawie nie prześwitują). Kratka jest delikatniejsza, ale skład papieru nie ten sam 🙁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.