Jak sobie rozpisać duży projekt i co zrobić, żeby go wykonać. Dziś o tym opowiem na przykładzie mojego podręcznika. Pokażę też świetny planer, dzięki któremu trzymałam rękę na pulsie.
Kiedy Artur Rzepka, właściciel marki Archie’s Calligraphy (znanej z doskonałych papierów do kaligrafii) powiedział mi, że zaprojektował i wprowadza na rynek planer, pomyślałam sobie: „fajnie, że się rozwija, ale planer, pfff, to nie dla mnie”. Jako wielbicielka BuJo, planery dawno skreśliłam. Okazało się jednak, że planer planerowi nierówny i warto dać szansę dobremu, przemyślanemu narzędziu, jeśli nawet na pierwszy rzut oka nie do końca wpisuje się w naszą filozofię.
Strach z wielkimi oczami
Zanim pokażę mój planer – troszkę teorii. Jak zabrać się za planowanie poważnego projektu?
No cóż, na początek – przestać się go bać. Duży cel to nie tylko dużo pracy, ale i zazwyczaj duże życiowe zmiany. A większość z nas zmian się boi. Nie inaczej było ze mną. Ponieważ zdecydowałam się książkę wydać samodzielnie, wiązało się to z założeniem firmy i sklepu. Jestem typem rozkojarzonej artystki i najchętniej wszystkie sprawy urzędowo-biznesowe zrzuciłabym na czyjeś barki. Zanim jednak dorobię się zaradnego asystenta czy menedżera, muszę te obowiązki sama brać na klatę.
Pracując nad moim podręcznikiem ładnego pisania „Italik. Pisz ładniej” postanowiłam skupić się na – bardzo dla mnie przyjemnym – procesie zbierania materiałów, pisania treści, robienia ilustracji i nie psuć sobie frajdy wizjami urzędu skarbowego, negocjacji z drukarniami i tym podobnych spraw. To miało nadejść później, a w tamtym momencie chciałam dać z siebie wszystko, jeśli chodzi o samą książkę, to znaczy jej treść i formę. Nie patrzyłam (no dobrze – starałam się nie patrzeć) z przerażeniem w przyszłość. Po prostu robiłam tu i teraz to, co miałam do zrobienia – najlepiej jak potrafiłam.
Cel – pal!
Duży cel ma o wiele większe szanse na realizację, jeśli:
wyznaczysz sobie ramy czasowe z majaczącym na horyzoncie deadline’em
podzielisz cel na mniejsze zadania
określisz, ile czasu zajmie Ci każde z tych zadań
Osadzenie projektu w czasie koniecznie musi uwzględniać bufor bezpieczeństwa. Trzeba wziąć pod uwagę różne czynniki, które – na każdym etapie pracy – mogą ją opóźnić. To mogą być problemy techniczne, logistyczne. U mnie takim czynnikiem były wakacje. Zdecydowałam się pisać książkę latem, jednak w drugiej połowie sierpnia poczułam, że zwariuję, jeśli na dwa tygodnie nie oderwę się od projektu i nie spędzę tego czasu z rodziną na prawdziwym urlopie. Ponieważ miałam taką sytuację (przerwę na odpoczynek/chorobę/atak lenistwa) uwzględnioną w harmonogramie, mogłam się relaksować z czystym sumieniem.
o rozbijaniu celu na mniejsze kroki pisałam w artykule o moich planach na ten rok, odsyłam Cię więc do niego po informacje
o zmorze, która (prawie) wszystkim przeszkadza w pracy, czyli o prokrastynacji
Bullet Journal i spółka
Gdzie było w czasie pisania książki moje centrum zarządzania? Codzienność jak zwykle ogarniałam w BuJo. Bo przecież praca nad książką to tylko wycinek mojego życia. Ten wycinek był oczywiście uwzględniany w dniówkach i kalendarium miesięcznym, jednak idea „całe życie w jednym zeszycie” lansowana przez twórcę Bullet Journala nigdy się u mnie nie sprawdzała. Część spraw (na przykład różnego rodzaju spisy i listy, czyli tak zwane kolekcje) przerzuciłam już dawno do segregatora, mam też kilka innych notesów, a nawet przez pewien czas dodatkowo korzystałam z niedużego książkowego kalendarza.
Mój Wielki Projekt Italik także postanowiłam rozpisać w oddzielnym notatniku i tutaj wkracza na scenę Undated Weekly Planner – Archie’s Calligraphy. To nie jest zwykły planer typu „kalendarz bez dat” – został pomyślany jako bardzo elastyczne narzędzie dla tych osób, u których nie do końca sprawdza się klasyczne BuJo, ale z drugiej strony nie czują się dobrze w tradycyjnym kalendarzu.
Idealni użytkownicy tego planera to moim zdaniem ludzie, którzy mają dużo konkretnie osadzonych czasowo zadań. Na przykład nauczyciele, pracownicy korporacji czy właściciele firm. I oczywiście także my, freelancerzy. Tabelki i rozpiski (które Artur stworzył bazując na własnych doświadczeniach i podpatrując innych) użytkownicy planera mogą kreatywnie dopasować do własnych potrzeb. Ja większość z tych gotowych rozwiązań twórczo zaadaptowałam pod swój projekt (książkę), ale sprawdzą się również w Bullet Journalu – można je wykorzystać na kolekcje, rozpiski miesięczne (monthly log), tygodniówki. W planerze są też puste kropkowane strony z nietypową liniaturą – wyraźniejsze kropki co centymetr i delikatniejsze co ⅓ mm. Spodoba się to z pewnością wielbicielom cienkich pisadeł i wszystkim, którzy mają drobne pismo.
Planer jest szyty (rozkłada się na płasko, co jest bardzo wygodne), zamykany na gumkę, ma aż cztery różnokolorowe zakładki i tylną kopertę na drobiazgi. Ma format B5 i półmiękką minimalistyczną okładkę. Stanowi komplet z elegancką skórzaną okładką Archie’s (do której także pasuje kropkowany notes Archie’s), ale ja go często noszę bez niej i jak widać na zdjęciach wygląda to stylowo i nieco retro (co współgra z estetyką mojego podręcznika). Okładkę można kupić w kilku kolorach. Jest nie tylko piękna, ale i praktyczna: ma w grzbiecie miejsce na pióro i kieszeń na drobiazgi. Uszyto ją starannie, aby służyła długo chroniąc (wymieniane po zapełnieniu) notesy lub planery.
Co ważne, to produkt przemyślany, starannie wykonany, wyprodukowany w Polsce. Kiedy na październikowej imprezie Niech Żyje Papier! obserwowałam Artura opowiadającego zaglądającym do jego stoiska ludziom o swoich blokach do kaligrafii i notesach, pomyślałam że warto kibicować takim projektom, bo stoją za nimi ludzie z pasją, a nie koncerny.
Zajrzyj do mojego planera!
Jak już wspomniałam, zaproponowane w planerze tabele wykorzystałam po swojemu. Uporządkowały moje notatki, z których część to były bardzo luźne zapiski, część – spisy i listy (np. bibliografia), a większość – rozdziały podręcznika rozłożone na części pierwsze. Sytuację miałam o tyle skomplikowaną, że oprócz treści robiłam do książki ilustracje i to różnego rodzaju. Były typowe rysunki, grafiki pokazujące budowę liter, a także wyszukane w różnych miejscach obrazki retro, na przykład dawne reklamy piór i atramentów. Uporządkowanie tego misz-maszu nie tylko w komputerowych folderach, ale i w planerze było konieczne, abym się nie pogubiła.
Pisząc książkę o italiku oczywiście bardzo dużo pisałam italikiem, codziennym monoliniowym i bardziej ozdobnym ściętą szerszą stalówką. Dobrany specjalnie z myślą o piórach wiecznych papier (bezkwasowy, o gramaturze 100 g/m²) doskonale sobie poradził z moimi piśmienniczymi eksperymentami.
Notatki do podręcznika „Italik. Pisz ładniej” wypełniły tylko część obszernego (bo liczącego aż 240 stron/120 kartek) planera. Nie mam więc innego wyjścia, jak napisać kolejną książkę i rozplanować ją w tym notesie. 🙂
Wpis powstał we współpracy z firmą Archie’s Calligraphy.
O moje ulubione papiery kaligraficzne na moim ulubionym blogu ♡
Agata pisze:
Czyli 2 w 1 ulubieńców:)
Pozdrawiam!
Paweł Marczyk pisze:
Kurcze, (przepraszam, ale musiałem zacząć od słowa ze zwiększonym ładunkiem emocjonalnym) zawsze byłem pod wielkim wrażeniem ludzi korzystających z dobrodziejstw kalendarzy książkowych dla układania swojej najbliższej przyszłości (moja szefowa na krok się bez niego nie rusza). Kilkukrotne próby kończyły się totalną klapą. Być może wynika to z faktu,iż ani w życiu zawodowym, ani prywatnym nie mam takiej potrzeby. Nie podejmuję wielkich i dalekosiężnych zadań. Na Twoim blogu dowiedziałem się o istnieniu Bullet Journall i planerach. To już ekstraklasa. Ostatnio na Dniu Pióra Wiecznego byłem świadkiem, gdy Pan ze stoiska Archie’s opisywał zainteresowanej Pani urodę i przydatność takiego planera. Przyglądałem się i słuchałem z olbrzymim zainteresowaniem. I proszę… dwa dni później czytam o tym na stronach „się rysuje”. Kapitalne dopełnienie.
Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością oczekuję książki.
Paweł Marczyk
Agata pisze:
Paweł, ja też się nie odnajdywałam w klasycznych kalendarzach, stąd (po długich poszukiwaniach optymalnej metody) przejście na system Bullet Journal. A planer Archie’s z tabelkami (ale i też dużą liczbą pustych stron do włąsnych notatek) to takie „brakujące ogniwo” między BuJo a kalendarzem. Albo, jak u mnie, do planowania konkretnych projektów, niekoniecznie zawodowych, także prywatnych (np. jakas wielka podróż albo remont generalny mieszkania 🙂 ).
A Pan od Archie’s, czyli Artur to pasjonat, miło się słucha, kiedy opowiada o swoich produktach.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Ola pisze:
Piękne te skórzane okładki, cena wysoka jak na moją studencką kieszeń, ale może namówię Tatę na wcześniejsze Mikołajki 🙂
Agata pisze:
Ola, to prawdziwa skóra, więc rozumiesz 😉 Ale to jest rzecz na lata, można wymieniać notesy – będą pasowały wszystkie o formacie B5. Tak więc koniecznie namów tatę – może i jemu by się przydał taki planer czy notes?
Bardzo dobry post. Ciekawy blog.
Dziękuję! Wesołych Świąt!
O moje ulubione papiery kaligraficzne na moim ulubionym blogu ♡
Czyli 2 w 1 ulubieńców:)
Pozdrawiam!
Kurcze, (przepraszam, ale musiałem zacząć od słowa ze zwiększonym ładunkiem emocjonalnym) zawsze byłem pod wielkim wrażeniem ludzi korzystających z dobrodziejstw kalendarzy książkowych dla układania swojej najbliższej przyszłości (moja szefowa na krok się bez niego nie rusza). Kilkukrotne próby kończyły się totalną klapą. Być może wynika to z faktu,iż ani w życiu zawodowym, ani prywatnym nie mam takiej potrzeby. Nie podejmuję wielkich i dalekosiężnych zadań. Na Twoim blogu dowiedziałem się o istnieniu Bullet Journall i planerach. To już ekstraklasa. Ostatnio na Dniu Pióra Wiecznego byłem świadkiem, gdy Pan ze stoiska Archie’s opisywał zainteresowanej Pani urodę i przydatność takiego planera. Przyglądałem się i słuchałem z olbrzymim zainteresowaniem. I proszę… dwa dni później czytam o tym na stronach „się rysuje”. Kapitalne dopełnienie.
Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością oczekuję książki.
Paweł Marczyk
Paweł, ja też się nie odnajdywałam w klasycznych kalendarzach, stąd (po długich poszukiwaniach optymalnej metody) przejście na system Bullet Journal. A planer Archie’s z tabelkami (ale i też dużą liczbą pustych stron do włąsnych notatek) to takie „brakujące ogniwo” między BuJo a kalendarzem. Albo, jak u mnie, do planowania konkretnych projektów, niekoniecznie zawodowych, także prywatnych (np. jakas wielka podróż albo remont generalny mieszkania 🙂 ).
A Pan od Archie’s, czyli Artur to pasjonat, miło się słucha, kiedy opowiada o swoich produktach.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Piękne te skórzane okładki, cena wysoka jak na moją studencką kieszeń, ale może namówię Tatę na wcześniejsze Mikołajki 🙂
Ola, to prawdziwa skóra, więc rozumiesz 😉 Ale to jest rzecz na lata, można wymieniać notesy – będą pasowały wszystkie o formacie B5. Tak więc koniecznie namów tatę – może i jemu by się przydał taki planer czy notes?
Pozdrawiam