Bullet Journal łączy zalety kalendarza i planera, można go idealnie dopasować do własnych potrzeb, także wizualnie. Genialnie organizuje czas i nie rozstaję się z nim od ponad roku!
Zanim przejdziemy dalej, obejrzyj koniecznie krótki film twórcy bulletjournalingu:
Pomysłodawca Bullet Journala, Ryder Carroll, designer z Nowego Jorku, to syn pisarza Jonathana Carrolla (autora kultowej „Krainy Chichów”). Na stronie Rydera bulletjournal.com znajdziesz wiele przydatnych informacji o tym sposobie planowania.
„Ameryki nie odkrył”, powiadasz? Też tak początkowo myślałam, tym bardziej, że od wielu lat w podobny sposób notowałam zadania w kalendarzu. Problem w tym, że jednego dnia brakowało mi miejsca na zapiski, a inne dni były frustrująco puste. Do postępów w odchudzaniu miałam drugi notatnik, a w kolejnym powiększałam listę gadżetów plastycznych i kaligraficznych, które MUSZĘ mieć. Krótkie notatki, np. listy zakupów robiłam na karteczkach post-it, które przyklejałam gdzie popadnie. Całość uzupełniały kalendarzowe aplikacje na smartfona (wciąż je testowałam, szukając idealnej). Na dodatek nie podobał mi się żaden dostępny w sklepach czy internecie planer. Jedne były zbyt słodziutkie, inne za minimalistyczne. Ten miał niepraktyczną sprężynę, tamten za cienki papier, a jeszcze inny paskudny krój pisma. Wszystkie zaś były dobre, ale zapewne dla ich twórców, nie dla mnie.
Bullet Journal uporządkował ten chaos, a na dodatek wygląda dokładnie tak, jak chcę. Jeśli mi coś nie odpowiada, mogę to zmienić, nie czekając na koniec roku i nowy kalendarz.
Mój Bullet Journal
Początkowo testowałam ten system w organizerze z kółkami, do którego wpinałam własnoręcznie wydrukowane kartki (kalendarz bez dat – sama je wpisywałam). Ta metoda się nie sprawdziła, bo zabrakło tego, co najważniejsze w bulletjournalingu – swobodnego panowania nad przestrzenią. Na notatki brakowało miejsca.
Przeniosłam się więc do zwykłego zeszytu i zaczęłam wiernie stosować system Rydera Carrolla. Po kilku tygodniach dostosowałam go do swoich potrzeb i doszłam do wniosku, że potrzebuję grubszych kartek, przez które nie będzie przebijał cienkopis (co mnie doprowadzało do szału!). Mój pierwszy „prawdziwy” BuJo (tak nazywają Bullet Journal jego użytkownicy) to pomarańczowy notatnik Leuchtturm1917 w formacie A5 (Notizbuch Medium). Ma numerowane strony (jest ich aż 250), a papier nieźle znosi kontakt z atramentem i cienkopisami. Wystarczył mi na pół roku. Kolejny prowadziłam w notesie Oxford Business Journal, trzeci w notatniku Nuuna.
Trzy moje pierwsze Bullet Journale opisałam w oddzielnym artykule – zajrzyj koniecznie!
Organizacja notesu
Chociaż najważniejsza rzecz w Bullet Journalu to kalendarz, zacznijmy od początku.
A na początku jest key, czyli klucz, legenda. To po prostu spis znaczników (bulletów, stąd nazwa Bullet Journal), którymi zaznaczam codzienne zadania i wydarzenia. Wybrałam symbole, których używałam od lat i wydały mi się praktyczne. Z czasem zrezygnowałam zarówno z oznaczania zadań kolorami, jak i z większości znaczników. Zostały dwa: kwadratami zaznaczam zadania (w które po wykonaniu wstawiam „ptaszka”; jeśli zadanie przenoszę na kolejny dzień, zaznaczam to strzałką, a jeśli jest już nieważne, zdezaktualizowało się – skreślam je), kropkami – wydarzenia (np. spotkania), wykrzyknikami – ważne sprawy. Znam jednak osoby z bardzo rozbudowanym systemem bulletów, używające z powodzeniem kilkunastu a nawet kilkudziesięciu znaczników.
W tradycyjnym systemie Bullet Journal bardzo ważny jest indeks, czyli spis stron uzupełniany w miarę, jak notatnik się zapełnia. W pierwszym BuJo miałam indeks, ale ponieważ wertowanie notesu mnie irytowało, sukcesywnie przechodziłam na system karteczek indeksujących, dzięki którym od razu trafiam we właściwe miejsce. Pamiętaj, że indeks wymaga numerowania stron, jeśli nie kupisz notesu, który ma wydrukowane numery, musisz zrobić to samodzielnie.
Jak wygląda mój Bullet Journal
Zadania i zdarzenia, których terminy już znam (na przykład urodziny i imieniny) wpisuję w Future Log – „szeroki” kalendarz roczny. Jest podzielony na miesiące i mogę w nim na bieżąco notować sprawy daleko wybiegające w przyszłość.
Każdy kolejny miesiąc także ma swój kalendarz (tzw. monthly), do którego przepisuję informacje z kalendarza rocznego oraz plany (goals), które zamierzam zrealizować.
Kolejny etap to rozpiski tygodniowe (weeklies) ze spisem spraw na bieżący tydzień, krótszymi projektami i dokładniej rozpisanymi zadaniami.
Najbardziej szczegółowe listy zadań do zrealizowania „na już” umieszczam w dniówkach (dailies). Jak widać, mam tu swobodę decydowania, jak długie są wpisy – to świetna sprawa! Wieczorem zadania niezrealizowane albo skreślam (bo się zdezaktualizowały) albo przenoszę na kolejny dzień lub w dalszą przyszłość (co w bullet journalingu nazwa się migracją i jest genialnym wynalazkiem). W dniówkach prowadzę również minipamiętnik – jednym, dwoma zdaniami uwieczniam ważne/ciekawe/godne uwagi wydarzenia.
I wreszcie coś, co różni Bullet Journal od zwykłych kalendarzy i planerów, czyli personalizacja: doodling (rysuneczki), próby kaligraficzne. Wiele osób poświęca ozdabianiu swoich BuJo długie godziny, korzystając z taśm washi, naklejek, stempli, kredek a nawet akwareli – jest to bardzo miłe dla oka i odprężające. Ja wolę bardziej skupiać się na planowaniu i realizowaniu niż na dekorowaniu, więc treść jest wciąż ważniejsza od formy.
Bullet Journal a codzienne planowanie
Dzienne zapiski w Bullet Journalu, czyli tzw. dailies, to sedno tego systemu planowania. Zapisuje się tu wszystko, co jest do zrobienia czy załatwienia danego dnia. Raz zadań albo spotkań jest dużo, innym razem nie dzieje się prawie nic. Dailies można także traktować jak pamiętnik i notować, co ciekawego albo niezwykłego się wydarzyło, zapisywać pomysły, aforyzmy, marzenia, afirmacje.
Mój Bullet Journal mam cały czas pod ręką i na bieżąco odhaczam wykonane zadania (tak, jak to robiłam w klasycznym kalendarzu). Dwa razy dziennie poświęcam mu nieco więcej czasu. Wieczorem sprawdzam, czy wykonałam to, co zaplanowałam. Zadania niewykonane albo przenoszę na inne dni albo – jeśli się zdezaktualizowały – wykreślam. Opracowuję graficznie kolejny dzień, co jest miłą chwilą wyciszenia między dzienną aktywnością a snem. Wpisuję zadania do zrobienia nazajutrz, sprawdzam kolejno: kalendarz roczny Future Log (i Kalendarz Google w telefonie) → kalendarz miesięczny → rozpiskę tygodniową, czy aby nie umknęło mi coś ważnego. Następnego dnia rano zastanawiam się, które zadania są priorytetowe i ustalam plan pracy.
Jak spersonalizować BuJo
Klasyczny carrollowski Bullet Journal to proste (wręcz minimalistyczne) narzędzie planowania. Kobiety nie byłyby sobą, gdyby nie dodały umilających życie drobiazgów. 😉
Mamy więc habit trackery, czyli tabelki służące śledzeniu postępów we wprowadzaniu zdrowych/dobrych nawyków. Można przy ich pomocy pilnować diety, treningów, picia ziółek, łykania suplementów, nauki języków… Na jednych działają motywująco, innych wpędzają w poczucie winy, warto je jednak przetestować. U mnie się nie sprawdziły, natomiast bardzo lubię monitorować w postaci tabelek pracę, pisanie bloga, wstawianie zdjęć na Instagram.
Inne ciekawe rozwiązanie, bardzo przeze mnie lubiane to kolekcje, czyli listy. Spisy wszystkiego, co nam przyjdzie do głowy, a co dotychczas notowaliśmy na luźnych karteluszkach i w notesach. Listy książek do przeczytania, miejsc na świecie do odwiedzenia, przepisów kulinarnych, kosmetyków do przetestowania, seriali i filmów do obejrzenia, pomysłów na posty blogowe i tak dalej, i tak dalej. Na zdjęciu powyżej jest fragment mojego spisu książek Stephena Kinga. Listy można wpisywać w Bullet Journalu na bieżąco, kiedy nam przyjdą do głowy lub gromadzić je w jednym miejscu np. z tyłu notatnika.
W Bullet Journalu można także ćwiczyć pismo ręczne czy wręcz kaligrafię, uczyć się rysowania, kreślić odprężające mandale. Albo notować wspomnienia, wklejać drobne pamiątki – tak robiłam w czasie wyjazdów wakacyjnych, kiedy w ogóle nie miałam zadań. Teraz wspomnienia mam w dailies, a kiedy miesiąc się kończy, spisuję – w formie koła – najfajniejsze wydarzenia (możesz to zobaczyć na zdjęciu poniżej).
Bullet Journal – bez przesady – zmienił moje życie. Jestem o wiele bardziej produktywna i zorganizowana. Łatwiej przychodzi mi realizowanie celów, jeśli podzielę je na drobne kroczki i – jeden po drugim – „odhaczam” w notesie.
Temat Cię zainteresował i przymierzasz się do założenia własnego Bullet Journala? Mam dla Ciebie prezent: krótki przewodnik dla początkujących. Podstawy podstaw – można sobie wydrukować i korzystać! Kliknij w infografikę poniżej, jest w bardzo dużej rozdzielczości, a potem zapisz ją na komputerze i wydrukuj.
Chcesz wiedzieć o BuJo jeszcze więcej? Zajrzyj do tego artykułu!
Chcesz ładnie pisać w BuJo? Kup moją książkę „Italik. Pisz ładniej” i zeszyty ćwiczeń, z których poznasz czytelne, estetyczne i szybkie pismo italik. Dostępne w moim sklepie KLEKSOGRAFIA (klik)!
Fajny wpis.
Doszłam do etapu, kiedy żaden gotowy planner mi nie pasuje, więc chyba pora na własny 😉
Pozdrawiam.
Jest również taki notes znany jako Hipster PDA – to nic więcej jak plik kartek A7 spiętych razem klipsem do papieru.
Szukając informacji o bullet journal trafiłam na Twojego bloga i serdecznie dziękuję za serię wpisów w tym temacie. Treściwie, pragmatycznie, kreatywnie, dużo informacji w jednym miejscu. Pozdrawiam i gratuluję inspirującego bloga! 🙂
Dziękuję za miły komentarz. Bardzo się cieszę, że wpisy się przydają.
Pozdrawiam:)
Też bardzo fajny blog, chyba spróbuję się zabrać do tego 🙂
Dziękuję! Spróbuj, a nuż to coś idealnego dla Ciebie?
Pozdrawiam!
Dziękuję za przystępne wytłumaczenie podstaw 🙂 Teraz wiem od czego zacząć. Na razie korzystam z hybrydy- mam planner, do którego wpinam własne strony. Gdy mi się skończy zamierzam przerzucić się całkiem na Bullet Journal 😉
Super, że przydał Ci się ten artykuł 🙂 Ja też nie rzucałam się od razu na głęboką wodę z Bullet Journalem, myślę, że takie stopniowe przejście od planera do BuJo oswaja z tą metodą planowania.
Powodzenia!
Świetny poradnik. Szukałam rady jak zacząć bujo, zaglądałam na różne blogi i muszę napisać, że sierysuje.pl rządzi. Dodatkowy plus za piękną polszczyznę, miło się vzyta.
Bardzo dziękuję, starałam się napisać przystępnie i konkretnie:)
Pozdrawiam
dzięki za ten wpis. Będę zaczynać swój pierwszy BuJo i bardzo mi się przyda taka wiedza w pigułce 🙂
Cieszę się, że się przyda 🙂 Miłego bujowania!
podoba mi się idea, mam ochotę spróbować bo ginę z ilością karteczek, notatek.. Ale chciałabym wykorzystać miliony kartek A4, nadrukowanych jednostronnie, które od lat zbieram i jakoś nie widzę perspektywy na zużycie ich..może jak moje wnuki podrosną. Póki co mam ochotę z nich zrobić sobie sobie notesy, najchętniej w formacie A5. Chyba, że ktoś ma pomysł jak inaczej je wykorzystać.
Hej! Ja chciałabym trochę bardziej zorganizować swoje życie i BuJo byłby dla mnie idealną opcją. Naoglądałam się masy filmików i mam pytanie- czego używać do pisania?
Hej, to zależy, w czym piszesz, jeśli notes ma dobry papier to fajną opcją jest pióro wieczne, a jeśli jest cienki – może czarny cienkopis albo żelopis plus kolorowe cienkopisy i zakreślacze? Na bardzo kiepskim papierze sprawdzają się ścieralne Frixiony.
Pozdrawiam!
Na frixiony lepiej uważać – z niektórych kartek znikają po ok. 5 latach. Np. w wielu szpitalach i poradniach jest zakaz wypełniania nimi dokumentów.
To prawda, jeśli komuś bardzo zależy na notatkach, lepiej unikać takich ścieralnych pisaków.
Zaczynam mój drugi BuJo, choć muszę kupić notes, bo jednak MemoBook mi nie odpowiada. Tzn. bardzo lubię ten notes, chwalę sobie wersję premium, pierwsze BuJo prowadziłam właśnie tam, ale chyba jednak kropki nie są dla mnie, a i format za duży 🙂 Ale tak to jest z BuJo – podczas „robienia” go, dowiadujemy się, co nam odpowiada.
Od samego początku nie numerowałam stron, nie mam tego w zwyczaju, czasem zdarza mi się kartki wyrywać, więc byłoby to bez sensu. FutureLog się też nie sprawdził, więc z niego zrezygnowałam. MonthlyLog tym bardziej, więc pozostałam przy tygodniówce. Ponieważ mam bzika, żeby wszystko było równo, od razu robię cały miesiąc, a nawet miesiące wprzód, bo każdy dzień musi zajmować taką samą przestrzeń, no i czasem na wizytę u lekarza czeka się nawet pół roku, a trzeba to zapisać 😉
Minimalizm to moje motto 😉 Rysunki robię baaardzo rzadko, w kaligrafię się nie bawię, choć na początku chciałam, żeby było ładnie i w ogóle, bo zachwyt pinterestem… Ale potem nie było to praktyczne, choć jak przygotowuję dany miesiąc, to się staram, żeby jakoś wyglądało.
Z habit trackera zrezygnowałam po pół roku. Właściwie to poza własnym wyglądem mogłabym przenieść się z powrotem do zwykłego kalendarza, ale jednak przywiązałam się do BuJo. No i mam miejsce na listy książkowe, filmowe i serialowe, i milion innych, takich jak prezenty, czy miejsca do odwiedzenia. Wszystko w jednym miejscu, nawet jeśli najpierw zapisuję wszystko na kolorowych kwadratowych karteczkach.
Widzę, że też jesteś z frakcji antykropkowej 😉
Twój BuJo faktycznie jest bardzo „kalendarzowy”, u mnie nie dałoby się robić dniówek na zapas, bo każda jest innej długości, czasem zajmuje całą stronę, a innym razem jedną linijkę.
Cieszę się, że znalazłaś swój własny sposób na Bullet Journal. Jak widać, trzeba eksperymentować, szukać swojej drogi, nie patrzeć, co się sprawdza u innych i co „trzeba”.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz
Antykropkowa to za dużo powiedziane, bo MemoBooka użyję do kolekcji (szkoda notesu jednak), ale właśnie – ani kratka dla mnie, ani kropki. Ale jak się dowiedziałam o kropkach, to byłam zachwycona. Jednak chyba linie będą najlepsze, choć i tu kto wie, czy mi się nie odwidzi 🙂
No ja mam bzika – każdy dzień musi być takiej samej „wielkości”, jeśli chodzi o rozkład na stronie, od zawsze mam takie wariactwa, a symetrię kocham nad życie 😀 Zaakceptowałam to i przestałam walczyć 🙂
I właśnie ta możliwość eksperymentowania przekonała mnie do spróbowania BuJo i na razie z nim zostaję 🙂
Na pewno na to, że moje BuJo jest takie bardziej kalendarzowe, wpływ ma też to, że ja wiele rzeczy po prostu zapamiętuję i nawet jak nie zapiszę, to i tak nic się nie stanie.
Ja prowadzę BuJo bez dniówek. Mam tylko tygodniówki i raczej tak zostanie. Jestem bardzo nie systematyczna i jeszcze się uczę. Właśnie planuję drugi miesiąc i mam totalny brak pomysłów na stronę startową.
Właśnie znalazłam twojego bloga i jestem zachwycona!
Mój jedyny problem z bujo to minimalizm 🙂 Nie lubię przetrzymywać zbędnych rzeczy i podobnie mam ze stronami w dzienniku, które przeznaczyłam na aktualne zapiski. One przeplatają się z listami uniwersalnymi, które chciałabym zachować na przyszłość – ale nie mam zamiaru kolekcjonować zapisanych notesów, zwłaszcza takich w 70% wypełnionych przedawnionymi zapiskami…
Pracuję teraz nad systemem, który pozwoliłby mi zminimalizować użytkowanie bu jo jako typowego kalendarza – jednocześnie nie obniżając jego funkcjonalności i chyba skończę na wkładce z odrywanymi kartkami na sprawy bieżące 🙂
Ilona, to może segregator lub system dyskowy? Nieaktualne strony (dniówki, tygodniówki) po prostu byś usuwała?
Można również robić zdjęcia list, które chcesz zachować, drukować je na jakimś fajnym papierze i wklejać do nowego bujo ?
Świetny pomysł!
Naprawdę, bardzo ładnie ubrałaś to w słowa i podoba mi się Twój post, jak i cały blog. Ale wydaje mi się, że uważasz się za wyrocznię w sprawach bujo 😉
Pięknie w Twoim bujo. U mnie jest bardziej minimalistycznie, no i pismo nie jest jednolite i takie piękne jak u Ciebie.
Dziękuję. Samo bujo jest bardzo minimalistyczne – ozdabiam tylko na przełomie miesiąca. A pismo to taki mój „fiś” 😉
Super pomysł! Chyba zacznę z niego korzystać, chociaż nie umiem tak ładnie rysować, ale lubię testować równe nowe sposoby organizacji pracy. I będę miała pretekst, by kupić nowy notatnik 🙂
O tak, kolekcja notesów powiększa się po założeniu Bullet Journala w zawrotnym tempie 😀
Piękny masz swój Bujo. Mój nie jest tak efektowny, ale mimo obaw szybko się w nim zakochałam. Skończyło się milion karteczek, list, notatek, kalendarzy itd itp. Wszystko w jednym miejscu i pod ręką 😀
Dniówki mam raczej nudne, tylko na przełomie miesiąca się wyżywam artystycznie 😉 Też mi ulżyło, kiedy się pozbyłam tych kilogramów karteczek…
Super jest Twoj Bullet Journal! Ja mam swoj od kilku miesiecy ale brakuje mi systematycznosci..we wszystkim i myslalam, ze wlasnie BuJo to zmieni, ale sie pomylilam..bede miala jeszcze jedno podejscie moze tym razem sie uda 🙂
Trzymam więc kciuki za kolejne podejście. A może u Ciebie sprawdziłby się układ tygodniowy, bez dniówek?
Korci mnie bardzo zrobienie Bujo, ale jestem kompletnym antytalentem plastycznym. Zastanawia mnie natomiast co innego – robisz całość od razu czy na przykład tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu?
Nie, robię na bieżąco (tak zresztą Bullet Journal był pierwotnie pomyślany) i nie bardzo sobie wyobrażam inaczej – bo dlatego „uciekłam” od kalendarzy, ze tam wszystko jest z góry wyliczone. A talent plastyczny do planowania nie jest potrzebny, te rysunki, napisy to tylko taki umilacz. Jeśli się chce mieć ładny bujo, to można używać washi, naklejek, stempelków 🙂
Ja bym bardzo chciała kiedyś zrobić sobie Bullet Journal, ale póki co nie mam czasu i obawiam się, że szybko bym go porzuciła :/ Ale koniecznie kiedyś muszę, bo jak oglądam różne zdjęcia to mi smutno, że u mnie w kalendarzu tak szaro 😀
Może na początek taki kalendarz,w którym po lewej stronie jest tydzień, a po prawej pusta kartka? Daje więcej swobody niż tradycyjny i może być etapem przejściowym przed bujo 🙂
Uwielbiam Twoje bujo jest po prostu niesamowicie ładne! Zastanawiam się czy da się wyćwiczyć tak ładne rysowanie? Próbuje z doodlami, ale jakieś takie koślawce mi wychodzą ?
Na pewno się uda – zajrzyj do mojego wpisu o rysowaniu, pokazuję tam swoje pierwsze rysunki, przez trzy lata poczyniłam spore postępy! Trzeba rysować, rysować, rysować, a będą na pewno efekty. A koślawe doodle mają swój urok, może to taki Twój styl? 😉 Zapraszam częściej!
Jeden z przyjemniejszych wpisów o BuJo w polskiej blogosferze 🙂 a ta grafika na dole postu genialna!
Pięknie to przedstawiłaś, a Twój Bujo wygląda obłędnie! Dostałam od narzeczonego notes z motywem z HP i planuję w nim prowadzić swój bulletjournal od stycznia 🙂 Liczę, że mi się to spodoba 🙂
Trzymam kciuki za bulletjournalowanie 🙂 To świetna metoda, ale zdarza się, że nie pasuje, trzeba samemu przetestować. Mam nadzieję, że moje wskazówki się przydadzą – zaglądaj częściej, jeszcze nie raz będzie o BuJo!
Ale inspiracja! Jak to dobrze czasami trafić we właściwym momencie na właściwy wpis! Super pomysł, nie spotkałam się wcześniej z tą ideą, ale wydaje się być świetna, na pewno przetestuje, bo na razie jeszcze nie znalazłam swojego idealnego sposobu na planowanie. Twoje rysunki są piękne!
Monika, naprawdę warto spróbować, polecam z całego serca. Masz pełną kontrolę nad planerem i dopasowujesz go idealnie do siebie. Zajrzyj na grupę facebookową, którą polecam we wpisie – mnóstwo inspiracji i wsparcia. Pozdrawiam!
WOW! Tyle przychodzi mi na myśl:) Jestem absolutnie pod wrażeniem Twojej kaligrafii, rysunków, pomysłu na koło z wydarzeniami – przegenialne!! Osobiście nie nadaję się do BuJo, mam swój Happy Planner, z którego też robię dzienniko-kalendarz, też ozdabiam, też odhaczam wykonane zadania, ale jednak lubię mieć jakąś uporządkowaną strukturę. Niemniej – podziwiam, zachwycam się, zbieram szczękę z podłogi, idę zaobserwować na Insta i dodaję blog do ulubionych;)
Bardzo się cieszę, że Ci przypadła do gustu moja twórczość. BuJo to bardzo fajna sprawa, ale zdaję sobie sprawę, że nie dla każdego. Mnie też przez wiele lat wygodnie było w kalendarzach (które w miarę możliwości personalizowałam), dopiero w zeszłym roku zaczęłam szukać nowych rozwiązań i trafiłam na ten sposób planowania.
Będzie mi bardzo miło, jeśli zostaniesz stałą czytelniczką bloga 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
Ja wdrożyłam na próbę od grudnia. Moje ulubione zajęcie to kolekcje i tracker. Dobrze, że ten planer jest indywidualny, bo np. już po miesiącu wiem co mi nie pasuje i co pozmieniam. Fajną sprawą jeszcze jest challenge np. rysunkowo/wspomnieniowy na cały miesiąc. Dobre zajęcie na odstresowanie się 😉
Bardzo dobry pomysł z testowaniem, też od tego zaczęłam i po pewnym czasie mogłam dopasować BuJo do siebie. W wyzwaniach w miarę możliwości czasowych też biorę udział, szczególnie podobało mi się instagramowe BadAssWomenChallenge, poznałam dzięki niemu wiele mądrych/ważnych kobiet z całego świata. Pozdrawiam!
Świetna sprawa, aczkolwiek moje plannery/kalendarze nigdy nie wyglądają tak ładnie 😉 Zawsze są zawalone notatkami z wyjazdów (służą mi głównie w trakcie podróży, jako miejsce, gdzie zapisuję ważne informacje, wydarzenia itd.), luźnymi bazgrołami. Ale może gdybym wdrożyła u siebie Bullet Journal, to byłoby lepiej? 😉
Olka, ozdabianie to tylko dodatek do BuJo, najważniejsze, żeby planer spełniał swoją rolę. Ale jeśli Cię kusi zdobienie, rysowanie to jak najbardziej polecam przetestowanie Bullet Journala, bo daje zdecydowanie większą swobodę niż tradycyjne kalendarze – masz w nim tyle miejsca, ile chcesz 🙂 Teraz jest przełom roku, dobra okazja, by spróbować czegoś nowego.
Pozdrawiam!
Cudowny wpis, niesamowicie przydatny i konkretny, czarno nia białym wyjaśnione o co chodzi:) uwielbiam taką porcję inspiracji:D długo myślałam nad takim moim BuJo i chyba w końcu się do niego zmobilizuję:)
Zmobilizuj się, bo naprawdę warto! Trzymam kciuki.
Super wpis Agata. Naprawdę do polecenia wszystkim początkującym. Pozdrawiam
Paulina, miło mi to czytać:) Pozdrawiam!
Świetny wpis! Bardzo schludnie i przejżyście 🙂
Olinko, dziękuję za wizytę i cieszę się, ze Ci się podoba 🙂
Świetny wpis 🙂 Jako początkująca z pewnośścią z niego skorzystam!
Super, bardzo się cieszę! Sama długo błądziłam, może ktoś tego uniknie dzięki temu postowi? 🙂
Ja na pewno 😀
Dziękuję ? Tego mi brakowało ? Jestem na etapie przenoszenia się do Bujo?
Proszę bardzo:) Bujo to naprawdę świetna sprawa. Jeśli miałabyś jakieś pytania, to chętnie pomogę! pozdrawiam