Strona główna » TO JUŻ PIĘĆ LAT Z BULLET JOURNALEM, WOW!

TO JUŻ PIĘĆ LAT Z BULLET JOURNALEM, WOW!

Z okazji piątej rocznicy mojego bulletjournalowania zapraszam do lektury wpisu, w którym wspominam wszystkie moje BuJo. Mam nadzieję, że artykuł spodoba się nie tylko sympatykom tego systemu planowania.

Zastanawiałam się kiedyś, co robić z nieaktualnymi Bullet Journalami, czy warto je gromadzić. Dziś cieszę się, że je zachowałam, bo to świetna pamiątka, pełna wspomnień, które – niezapisane – uleciałyby z pamięci. Kiedy niedawno przypomniałam sobie, że zbliża się kolejna bujorocznica, przejrzałam wszystkie moje notatniki, a zgromadziłam ich od 2015 roku już dziesięć. Minione pięć lat to był czas pełen wzlotów i upadków. Okresów życiowej harmonii, ale i burz z piorunami. Dużych zmian i wyzwań, na które nie zawsze byłam gotowa. Dobrze je mieć uwiecznione!

podobny wpis po dwóch latach korzystania z Bullet Journala

To już pięć lat!

sierysuje.pl pięć lat z bullet journalem bujo
Pierwsze dniówki w pierwszym „prawdziwym” BuJo z marca 2016. I moje pismo odręczne sprzed epoki printu.

Na Bullet Journal trafiłam podczas wakacji 2015. W artykule sprzed trzech lat opisałam moje początki z kreatywnym planowaniem. Pierwsze testowe BuJo założyłam w zwykłym zeszycie, jednocześnie korzystając z samodzielnie robionego planera i gotowego kalendarza. Po pewnym czasie uświadomiłam sobie, że planer z kalendarzem leżą i się kurzą, a ja korzystam głównie z wynalazku Rydera Carrolla. Zainwestowałam więc w najmodniejszy wówczas notes Leuchtturm1917 i – od marca 2016 – zaczęłam na poważnie prowadzić Bullet Journal. W tym moim pierwszym notatniku uczyłam się pisania printem, dużo rysowałam i wypróbowywałam wszystkie bulletjournalowe pomysły, jakie tylko wpadły mi w oko: trackery, listy, tabelki, ikony.

Dziś przeglądam go z nutą nostalgii i zastanawiam się, jak ja znajdowałam czas na te wszystkie artystyczne eksperymenty (które na dodatek skrupulatnie obfotografowywałam i prezentowałam na Facebooku i Instagramie). Absolutnie nie żałuję tego etapu, wiele się nauczyłam, a przede wszystkim na własnej skórze przetestowałam dziesiątki rozwiązań. Poza tym miło spędziłam wiele godzin, bo przecież rysować i pisać uwielbiam. Stopniowo wypracowałam swój własny sposób organizacji czasu, skupiłam się na treści, a nie formie i poszybowałam w ramiona prostoty. Zmiany zachodziły powoli, więc dopiero piąty notes, po dwóch latach korzystania z nowego systemu planowania, mogłam z czystym sumieniem nazwać minimalistycznym. Minimalistycznym, ale nie nieestetycznym. Lubię, kiedy mój Bullet Journal wygląda przyjemnie, więc piszę w nim starannie, niekiedy przyklejam naklejki, a czasem sięgnę po brush pena i coś ładnie wykaligrafuję.

Wszystkie moje Bullet Journale

Większość moich BuJo opisywałam na blogu, jeśli masz ochotę je podejrzeć, to zapraszam do lektury:

pierwsze, drugie, trzecie BuJo (Leuchtturm1917, Oxford, Nuuna; wszystkie formatu A5)

czwartym notatnikiem był Paperblanks (format grande, na zdjęciu powyżej – czwarty od dołu)

Bullet Journal numer pięć (Scribbles That Matter A5)

szósty notes (Paperblanks format midi)

notatnik siódmy (Moleskine Time Notebook, kolekcja limitowana)

BuJo ósme (Katecom A5)

dziewiątka (Paperblanks midi)

dziesiąty Bullet Jurnal (Leuchtturm1917 master slim A4)

Zdjęcia wszystkich moich Bullet Journali znajdziesz także na  Instagramie.

 

Refleksje po pięciu latach kreatywnego planowania

siersyuje.pl bullet journal bujo paperblanks
Mój jedenasty Bullet Journal

W maju 2020 przeniosłam się do jedenastego notesu. Wybrałam nieduży Paperblanks (rozmiar midi,13×18 cm, czyli pomiędzy formatami A5 i A6). To już mój czwarty Bullet Journal w notatniku tej firmy – ich papier nie ma sobie równych.

Jak wygląda moje BuJo w porównaniu z tymi sprzed lat? Bywa, że przez kilka dni do niego nie zaglądam. Zdarza się, że rezygnuję z dniówek na rzecz bardzo krótkiej tygodniowej rozkładówki. Kiedyś wydawało mi się, że choćby się waliło i paliło muszę dokładnie rozplanować cały dzień, bo kiedy tego nie zrobię, dojdzie do katastrofy. Czułam się zobowiązana do pokazywania Bullet Journala w mediach społecznościowych, więc ozdabiałam go nawet wtedy, kiedy nie miałam na to chęci. Teraz już wiem, że są życiowe sytuacje, kiedy rozpisywanie zadań w notesie to jest ostatnia rzecz, na którą się ma ochotę. Wiosną tego roku nie zaglądałam do planera przez dwa czy trzy tygodnie. Akceptuję to, nie mam wyrzutów sumienia, po prostu korzystam z tej metody planowania wtedy, kiedy odczuwam taką potrzebę. Wciąż kocham bulletjournaling, ale podchodzę do niego bardziej na luzie.

tutaj znajdziesz wszystkie moje artykuły o planowaniu w BuJo. Widoczne są także w zakładce „się planuje” i pod tagiem Bullet Journal

zastanawiasz się nad wyborem notesu na Bullet Journal? Zajrzyj do moich testów: pierwszego, drugiego i trzeciego. Oceniam w nich papier pod kątem współpracy z różnymi pisadłami, między innymi atramentem do piór wiecznych

planuję w systemie hybrydowym – oprócz notesu mam segregator. Notuję w nim na przykład statystyki bloga i mediów społecznościowych, współprace, zapisuję obejrzane seriale i filmy. Duże projekty (książki, e-book) rozpisuję w planerze Archie’s. Na spotkania biznesowe zabieram notes w typie Traveler’s firmy Astra – mieści się w średniej wielkości torebce.

Udostępnij:

18 komentarzy

  1. Ela pisze:

    Na podstawie Twojego bloga również ja spróbowałam bulletjournalingu 🙂

    PS. Wiecie co, jedna rzecz zawsze rani mi oczy – te zdania / słowa kaligrafowane/brushletterowane po angielsku. Byłam na przykład na kursie kaligrafii i też proponowano tylko angielskie sentencje – jedynie ja napisałam coś po polsku.

    Nie jestem patriotką, ale uwielbiam język polski i akurat to mnie drażni; także dlatego, że nie wypracowujemy polskich liter. Konia z rzędem temu, kto nie męczy się przy „rz” 😉

    • Agata
      Agata pisze:

      Ela, na początku mojego bulletjournalowania w zasadzie nikt tego jeszcze w Polsce nie robił, więc siedziałam na grupach anglojęzycznych i – z jednej strony – naśladowalam inne osoby, z drugiej – pokazywałam u nich swoje BuJo, więc faktycznie dużo było tej angielszczyzny. Jeśli chce sie zaistnieć np. na (międzynarodowym) Instagramie, to inaczej się nie da.
      A „rz” pisane polskimi literami „r” i „z” wygląda dobrze, można też dać francuskie „r” i polskie „z” (tak zalecał nawet Tatuch w swoich książkach – jego zdaniem tak łatwiej łączyć te dwie litery). Nota bene to napisałam o tych dwóch literach osobny artykuł na blogu, tak mi dały w kość 😉

      Pozdrawiam!

  2. Funia pisze:

    fajnie zobaczyć twoj „mały” zbiorek bullet journali. faktycznie dawno zaczęłaś. ja dowiedziałam się o bujo ze dwa lata temu i dzięki temu właśnie trafiłam na blog.

  3. Opp pisze:

    Panie Agnieszko,
    Od dłuższego czasu przeglądam Pani blog. Ciekawe i bardzo przydatne wpisy, szczególnie na temat farb, brush penów i właśnie notatników.

    Jeśli chodzi o Bullet Journal, to muszę z bólem stwierdzić, że chyba to nie jest dla mnie, chociaż śledzę poczynania innych. Miałam kilka prób z różnymi notesami. Zawsze kończyło się tym, że coś mi nie pasowało – albo papier, miękka okładka, zły układ dni, które sama tworzyłam na kilka miesięcy przed (najczęściej), zbyt ozdobne strony. Teraz już wiem, że odpowiada mi minimalizm – ładne pismo, ewentualnie użycie kolorowego pisaka czy naklejki. Być może wrócę i spróbuję kolejny raz, ale najpierw musiałabym sobie to dobrze rozplanować.
    Korzystałam z takich notesów jak:
    1. Katecom – solidny gruby notes (bodajże 144 kartki), jeden z lepszych w przystępnej cenie, ma twardą okładkę, otwiera się płasko (dla mnie jedna z najważniejszych cech dobrego notatnika), dobrze sobie radził z akwarelami. Nie mam z tyłu zakładki, ale można przykleić kopertę.
    2. Leuchtturm 1917 – udało mi się kupić na olx za ok. 50 zł, ale nie byłam zadowolona z papieru – był jakiś taki prześwitujący. Bez szału generalnie.
    3. Devangari Art – 2 notesy w rozmiarze M. Pierwszy był tragiczny, bo nie otwierał się na płasko; to było mega irytujące. Drugi już znacznie lepszy. Plusy to okładki zaprojektowane przez właścicielkę, dobry papier, który też sobie radzi z akwarelami i zakładka z tyłu. Nie odpowiadały mi miękka okładka i format. Może rozmiar L byłby lepszy.
    4. Antra – kupiłam model Impresja i to był błąd – ma miękką okładkę. Papier całkiem ok i przede wszystkim cena ok. 20 zł.

    Obecnie korzystam z kalendarza firmy Paperblanks, rozmiar maxi (jest bardzo poręczny) układ: 1 tydzień na 2 stronach w pionie – od lipca tego roku do grudnia 2021. W zupełności mi to odpowiada. Jeśli zostaje mi wolne miejsce, to notuję jakieś ważne dla mnie informacje np. filmy do obejrzenia. Faktem jest, że notesy z Paperblanks są drogie, ale warto szukać, bo zdarzają się okazje. Można też zastanowić się nad tańszym zamiennikiem jak notesy Peter Pauper Press. Również mają dobry papier i piękne okładki, a ceny znacznie przystępniejsze. Można kupić naprawdę fajny notatnik za ok. 50 zł.

    W przyszłości chciałabym jeszcze przetestować notes z Archie’s Calligraphy, tym bardziej, że wprowadzono do sprzedaży notesy w kratkę, linię i gładkie. Tylko ta cena :(.

    PS Będzie kolejny test notesów?

    Serdecznie pozdrawiam

    • Ola92222 pisze:

      Ja podobnie jak Agata mam 2 notesy bujo i kalendarz. Notesów też przetestowałam już kilka. Pierwszy był także Katecom i uwazam, że za te cenę jest bardzo okej. Drugi skuszona reklamą Planer Pełen Czasu. Zupełnie mi się nie spodobał, więcej nie kupię notesy bez dotknięcia na żywo. Trzeci to był Leuchtturm, papier lepszy, ale za cienki. Teraz może kupię właśnie Peter Pauper. Devanagari oglądałam na kiermaszu i jakoś mnie nie przekonał. Kalendarz mam zwykły A4 z pracy męża. Także czekam na test notesów, są bardzo przydatne, szkoda, że tak późno na nie trafiłam.

      • Agata
        Agata pisze:

        Dziewczyny, test notesów mam już rozgrzebany i zbieram się do niego od, wstyd się przyznać, chyba już dwóch lat (!). To bardzo absorbujący wpis, poczynając od pisania do firm z prośbą o notesy do testu, na opracowaniu kończąc. Postaram się jesienią opublikować krótszy test, z tego, co już mam (chyba 5 czy 6 notesó).

        pozdrawiam

    • D. pisze:

      Opp a ja się czaiłam na Devangari tylko właśnie ostatnio czytam dużo niezbyt pozytywnych opinii. A testowałaś papier Archie?

      • Ela pisze:

        Ja używam notatnika Archie’s i uważam, że ma bardzo dobry papier. Ogólnie to bardzo przyjemne pracować z przedmiotem, który jest przez kogoś indywidualnego dopracowany i taki jest ten notatnik 🙂

        Z wad – ma miękką białą okładkę, która u mnie szybko się pobrudziła. Teraz zamierzam pokolorować ją akwarelami.

        • Agata
          Agata pisze:

          Tak, ja też lubię rzeczy tworzone przez pasjonatów, a takim na pewno jest Artur, ich producent. Okładki są półmiękkie, bo w zasadzie notatnik jest w komplecie ze skórzaną okładką – tak był pomyślany. Choć ja ich też używam samodzielnie. A poimysł z pomalowaniem akwarelami jest super!

          Pozdrawiam

    • Agata
      Agata pisze:

      Opp, Bullet Journal warto przetestować na własnej skórze, może się okazać jak u Ciebie), że to nie jest system dla nas. Notesy Archie’s czasem można upolować taniej, na przykład na różnych imprezach papierniczych czy kaligraficznych, jeśli jest stoisko. Przy okazji można go „pomacać”, a nawet przetestować.
      Z wymienionych przez Ciebie nie znam tylko Peter Pauper Press, jakoś nigdy nie kupiłam, choć okładki są piękne.

      Pozdrawiam

  4. Zuzia pisze:

    Ja w sumie zaczęłam bujo w marcu, na pandemi. Mam dopiero 12 lat i jest pani inspiracją. Robię koło wspomnień i inne od pani pomysły. A pani córka Maja jeszcze robi bujo ?

    • Agata
      Agata pisze:

      Hej Zuziu, cieszę się, że czytasz moje wpisy o Bullet Journalu i z nich korzystasz 🙂 Maja teraz nie robi BuJo, miała w tym roku egzamin ósmoklasisty i wtedy prowadziła. Teraz leniuchuje 😉

      Pozdrawiam serdecznie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.